Historia pewnego chłopca...
Mateusz. Przychodzi na świat 4 maja 2003 r . Zdrowiutki, śliczny chłopczyk. Najmłodszy, oczko w głowie rodziców i trójki rodzeństwa. Rozwija się prawidłowo. Uśmiechnięty, radosny dzieciak. Mija półtora roku. Zaczyna chorować. Chudnie. Nie może biegać. Po konsultacjach lekarskich okazuje się, że cierpi na zanik mięśni...
Mama Marysia nie poddaje się. Zostaje w domu i walczy o każdy dzień dla swojego dziecka. Wizyty u specjalistów, rehabilitacje, stosy lekarstw - to szara codzienność rozjaśniona promiennym uśmiechem małego, dzielnego chłopca.
Życie biegnie swoim rytmem. Mateusz dorasta. Swoją edukację rozpoczyna w szkole z oddziałami integracyjnymi w Wieliczce. Trafia do klasy mojego syna. Jest ulubionym kolegą wszystkich chłopaków, a i dziewczyny nie gardzą jego towarzystwem. Drobniutki, szczuplutki, zawsze radosny, uśmiechnięty, choć każdy jego krok to wyzwanie i trud. Koledzy pomagają. Noszą ciężki tornister napakowany wiedzą i chętnie dotrzymują towarzystwa. Dyskutują, bawią się, czasem sprzeczają, ale to tylko z sympatii. Dla nich to normalny kumpel. Wycieczki szkolne, urodziny też nie mogą się odbyć bez niego.
Piąta rano 25 luty. Czujna mama zauważa, że Mati ma sine usta, a serduszko przestało bić. Starszy brat przez dziesięć minut robi masaż. Potem lekarze z pogotowia pół godziny walczą o jego życie. Z rurą w ustach i pod maską tlenową wiozą do szpitala, gdzie nie dają nadziei. Nie wiadomo jakie będą skutki tak długiego niedotlenienia mózgu. Dwa miesiące w klinice i dodatkowo zapalenie płuc. Do domu wraca jak roślinka. Diagnoza brzmi - całkowite uszkodzenie centralnego układu nerwowego. Prawdopodobna przyczyna - wirusowe zapalenie opon mózgowych. Respirator, odżywianie przez PEG, czyli rurkę wpuszczoną do żołądka i nieustanne czuwanie całej rodziny. Nie poddają się. Każdy robi co może. Nawet najmłodsza siostrzyczka spędza przy swoim ukochanym braciszku każdą wolną chwilę. Wierzą, że będzie dobrze, a ich wiara i ciężka praca działają cuda, tylko pieniędzy ciągle brak. Rehabilitacja, pieluchy, środki higieniczne, stale działający respirator i pulsometr pochłaniają ogromne koszty, a mamie marzy się, aby chłopiec mógł do Wigilii zasiąść przy stole razem z całą rodziną. Specjalistyczny wózek i stabilizator to ponad 30 tysięcy zł. Pomoc jednak nadchodzi. Dzięki ludziom dobrej woli, rodzicom i dzieciom , które czynnie brały udział w zbiórkach pieniędzy na Krakowskim Rynku i hipermarketach krakowskich udaje się zebrać odpowiednią kwotę i Mati może oglądać świat z innej perspektywy.
Minęły prawie dwa lata. Dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy i nadziei, która umiera ostatnia, Mateusz potrafi przez dłuższy czas samodzielnie oddychać, wszystko rozumie i jak to On, ciągle się uśmiecha. Rośnie, nabiera ciała, a jego radosny buziaczek mówi sam za siebie.
Nasza szkoła organizuje 29 maja Dzień Radości. Cały dochód z festynu przekazany zostanie właśnie dla niego. Mamy z klasy 5A, przy współpracy ze stowarzyszeniem Moje Krzyszkowice, również postanowiły wziąć czynny udział w tym szczytnym celu. Z Wielkich Serc powstało dużo naprawdę pięknych rzeczy i mam nadzieję, że wszystko się sprzeda, a zarobione pieniążki w całości zasilą konto Mateuszka.
Szczególne podziękowania dla Bożenki, która prowadzi Zajęcia Twórcze w Domu Ludowym. Dzięki Niej mogłyśmy się spotykać i wspólnie pracować, a i spod jej rąk powstało kilka perełek.
A to nasz mały bohater.
Wycieczka szkolna do Zakopanego 2012 r.Zakończenie roku szkolnego 2014.
Urodziny Mateuszka maj 2015.
Nasze autorskie prace.
To oczywiście nie wszystko. Kilka torebek jeszcze się szyje, mamy jeszcze gliniane figurki wykonane przez niepełnosprawne dzieciaki ze szkoły specjalnej, filcowe broszki od szkolnego kółka artystycznego, którym opiekuje się nasza Pani Małgosia, wychowawczyni Mateuszka i 5 A , ale o tym w relacji z festynu.